niedziela, 20 października 2013

CYFROWE PRZEKLEŃSTWO

Pamiętasz te czasy, gdy po powrocie z wakacji oddawałeś do laboratorium trzy rolki filmu, potem starannie wybierałeś ze stykówek 20 czy 30 klatek (to w wersji profesjonalnej) i robiłeś z nich odbitki? Ostatecznie jeszcze część z nich zostawała w kopercie, a te wybrane, najlepsze trafiały do albumu. Dzięki temu wystarczy sięgnąć na półkę, by obejrzeć wakacje w Egipcie z 1999 roku czy wypad do Augustowa AD 2002.

A potem nadszedł kataklizm. Aparat cyfrowy sprawił, że z weekendowego wyjazdu wracasz z pół tysiącem zdjęć zapisanych na karcie. Nie masz czasu nawet zgrać ich na dysk – zrzucisz wszystkie dopiero, gdy zapcha się karta pamięci w aparacie. Oczywiście nigdy już ich nie przejrzysz, no może w najlepszym razie wyślesz dwa najgłupsze znajomym.

Po roku wszystko to staje się absurdalne – dysk komputera wypełniają megabajty beznadziejnych fotek, których właściwie nie widziałeś. Zniknęła przyjemność wybierania i oglądania zdjęć, zastąpiło ją cyfrowe przekleństwo. Oto sposoby, jak się od niego uwolnić.    

Myśl
Na początek najtrudniejsze zadanie. Rób zdjęcia tak, żebyś miał ochotę je później oglądać. Nie musisz, choć warto, zagłębiać się w tajniki kompozycji kadru i doboru oświetlenia. Na szczęście nowoczesne aparaty, zwłaszcza kompakty, wyposażone są w dziesiątki funkcji, które uwalniają od troski o wiele detali.

Choćby zdjęcia na śniegu. Jeśli zrobisz je w trybie w pełni automatycznym, będą brzydkie – jasny śnieg sprawia, że aparat samoczynnie przyciemnia zdjęcie, wszystko staje się szare i smutne.

Dlatego warto skorzystać z ustawień tematycznych – wiele aparatów ma tryb fotografii śnieżnych, który rozjaśnia zdjęcia. Z kolei tryb dzieci sprawia, że aparat skraca nie tylko czas upływający między wciśnięciem spustu a zrobieniem zdjęcia, ale także czas ekspozycji, zamrażając ustawiony kadr.

Można też wykorzystać stylizację – spróbuj celowo nie doświetlić zdjęcia (-1/3 EV), jednocześnie w ustawieniach obrazu wymuszając najwyższy kontrast i ostrość oraz niskie nasycenie. Efekt – fotografie w mrocznym, metalicznym stylu.

Zgrywaj
Karty pamięci tanieją w zawrotnym tempie, ale nie daj się uwieść ich ogromnym pojemnościom. Mając osiem gigabajtów miejsca, zdjęcia zgrasz do komputera dopiero po kilku miesiącach i nie będziesz miał już ochoty ich oglądać.

Dlatego zamiast inwestować w imponującą pojemność, lepiej dopłacić za szybkość. Karty pamięci znacząco różnią się bowiem prędkością, z jaką przesyłają dane. Typowa, najtańsza karta pamięci (4 GB, SDHC) osiąga prędkość transferu 2–4 MB/s, a zapłacisz za nią około 40 złotych. Szybsza, choć o tej samej pojemności, to 10 MB/s i cena rzędu 50 złotych. Dobra, idealna do nowoczesnych aparatów wyciąga 20 MB/s i kosztuje około 70 złotych. Dane o szybkości transferu znajdziesz na karcie lub opakowaniu. Jeśli ich nie ma, to znaczy, że karta należy do najwolniejszej grupy.

Jeśli robisz zdjęcia w domu, możesz pomyśleć o ciekawym wynalazku – karcie z wbudowanym łączem wi-fi. Wygląda i zapisuje zdjęcia jak normalna karta, ale każde z nich przesyła równocześnie na komputer. Znajdziesz ją (i inne ciekawostki) na stronie Eye.fi.

Zarządzaj
Jedna z najważniejszych rzeczy – nie zgrywaj zdjęć, korzystając z wbudowanego w system operacyjny prymitywnego mechanizmu. Zamiast tego wybierz program, który posłuży ci jedocześnie do ściągania z karty fotografii, ich katalogowania, opisywania, edycji, wyszukiwania i dzielenia z innymi użytkownikami.

Wybór jest spory, ale często wystarczy rozwiązanie darmowe.
Dwa programy, które stają się stopniowo coraz bardziej do siebie podobne to Google Picasa (Windows i Mac OS X) oraz iPhoto (Mac OS X). Ich największa zaleta to automatyczne dzielenie zdjęć na katalogi według czasu wykonania. Do ciebie należy tylko nadanie tym wydarzeniom nazw. Warto też zwrócić uwagę na stosunkowo nową funkcję wyszukiwania twarzy – program przegląda całą kolekcję i wyławia fotografie, na których widać ludzi, i proponuje nadanie im imion. Jednocześnie uczy się, jak wygląda Tomek, Kasia czy Ola, i stara się sam dopasować kolejne twarze do znanych osób.

Picasa i iPhoto potrafią też porządkować zdjęcia według miejsca wykonania. Pojawia się coraz więcej aparatów z GPS-em , które dołączają do fotografii dane geolokacyjne, więc w ciągu kilkunastu miesięcy rozwiązanie to będzie już standardem. Na razie możemy jednak ręcznie oznaczać miejsca, po prostu wskazując je na mapie.

Połączenie tych wszystkich funkcji z możliwością przeszukiwania biblioteki według czasu wykonania zdjęcia pozwala poradzić sobie z tysiącami fotografii. Można wybrać te zdjęcia, które były zrobione przed 2009 rokiem w promieniu 50 kilometrów od Mielca i na których występuje zarówno Tomek, jak i Ola. Szybko możemy więc znaleźć tę imprezę, z której tak niewiele pamiętamy.

Bardzo ciekawym, choć już płatnym programem jest Adobe Photoshop Elements w wersji 8 (Windows/Mac OS X). Za 80 dolarów dostajemy funkcje znane z klasycznego Photoshopa przystosowane do potrzeb domowego użytkownika oraz rozbudowany system katalogowania zdjęć. W najnowszej wersji pojawiło się na przykład doskonałe narzędzie do zmieniania kompozycji zdjęcia bez ingerencji w jego układ. Można na przykład zwęzić całą fotografię tak, by nienaruszone pozostały najważniejsze jej elementy – ludzkie postacie czy domy, a skurczyły się tylko nieważne fragmenty tła. Inna zaawansowana funkcja to połączenie w różny sposób naświetlonych zdjęć tego samego obiektu tak, by powstało jedno o idealnym świetle. Sporo jest też narzędzi do retuszu, poprawiania portretów czy automatycznego ulepszania fotografii.

Prezentuj
Nie kiś swoich zdjęć – podziel się nimi ze światem. Zaletą cyfrowych fotografii jest możliwość pokazania ich cioci z Kanady już w kilka minut po wykonaniu.


Podobnie jak w przypadku programu do zarządzania zdjęciami wybór sieciowego albumu to sprawa poważna – jeśli już gdzieś osiądziesz, nie będzie ci się chciało stamtąd ruszać. Dlatego wybieraj z namysłem. Dwa najbardziej oczywiste typy to Flickr i Picasa Web Albums. Pierwszy to klasyka i prawdziwy gigant z ogromnymi możliwościami porządkowania zdjęć i udostępniania ich bliźnim. Wada – to spore ograniczenia wersji darmowej (m.in. 100 MB transferu miesięcznie, mniejsze zdjęcia). By mieć dostęp do nieograniczonej (!) pojemności, trzeba rocznie wysupłać 25 dolarów. To zresztą doskonały sposób na tworzenie kopii zapasowej – wrzucamy tam po prostu wszystkie nasze fotografie i nie martwimy się ewentualną awarią domowego dysku.

Z kolei Picasa Web Albums daje za darmo 1 GB pojemności i dodatkowe atrakcje w rodzaju rozpoznawania twarzy. Do tego pełna integracja z programem Picasa i polski interface. Nowością są tu wspólne katalogi – po imprezie można poprosić wszystkich, by wrzucili w jedno miejsce zdjęcia ze swoich aparatów.

Jeśli komuś nie odpowiada ani jedno, ani drugie, ma jeszcze mnóstwo innych propozycji – choćby Shutterfly, Photobucket, Pikeo, Webshots czy SmugMug . Zazwyczaj za darmo dostaniemy podstawowy zestaw funkcji, ale dopiero po zapłaceniu serwis pokazuje pełnię swoich, często niezwykłych, możliwości. Warto zainwestować.

Bądź jednak ostrożny, bo różne serwisy potrafią szykować niespodzianki. Na przykład regulamin, na jaki się zgadzasz, uruchamiając albumy sieciowe Picasa, mówi, że Google ma prawo wykorzystać w dowolny sposób każde ze zdjęć, które wrzucisz do ich serwisu.

Z kolei korzystając z Flickra, dobrze jest świadomie decydować o tym, które zdjęcia mają być publicznie widoczne, a które wolimy pozostawić dla rodziny i znajomych. Dodatkowo dla każdej fotografii można określić rodzaj praw autorskich, jakimi będzie chroniona. Domyślnie wszelkie prawa pozostają zastrzeżone, można jednak wybrać którąś z odmian licencji Creative Commons i zobaczyć kiedyś swoje zdjęcie w czasopiśmie czy na stronie internetowej.

Ostrożności wymaga też użycie aparatów z wbudowanym odbiornikiem GPS – na przykład iPhona. W końcu zdjęcia twojego domu mogą trafić do sieci wraz z jego dokładnym adresem.

Drukuj
Papier to papier – nie rezygnuj z niego. Dziś odbitki robi się łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej. Pierwszy sposób – domowa drukarka. Tańsze może być jedno z licznych sieciowych laboratoriów. Wystarczy wybrane (starannie!) zdjęcia przesłać przez Internet, a potem odebrać fotografie osobiście lub poczekać na przesyłkę. Najbardziej oczywisty wybór to Empik Foto lub Profilab, które mają ogólnopolską sieć punktów, gdzie można odebrać zamówione zdjęcia.

Jednak dziś klasyczne papierowe fotki to tylko jeden z pomysłów na fizyczną obecność wirtualnych obrazków. Wiele cyfrowych drukarni za kilkadziesiąt złotych przygotowuje książki-albumy, kalendarze, wizytówki czy naklejki z naszymi zdjęciami.Sprawdzone i godne polecenia jest polskie stylem.pl czy brytyjskie Moo.co.uk.

Piotr Stanisławski